Obecna doktryna prześladowania gatunków nierodzimych jako obcych i dlatego złych nie jest i nie może być uzasadniona naukowo, jest wyrazem ksenofobii i kwalifikuje się jako faszyzm środowiskowy. Powstała ona przez połączenie dyletanckiej ekocentrycznej etyki środowiskowej A. Leopolda z teorią inwazji zwierząt i roślin C.S. Eltona. Mimo powtarzającej się krytyki jest ona szeroko i bezrefleksyjnie przyjmowana przez konserwacjonistów i większość biologów, co prowadzi do rażącej stronniczości w prowadzeniu i publikowaniu badań, wyrażającej się szczególnie w języku demonizującym gatunki nierodzime, oraz w interpretacji wyników, która ma wspierać kampanię ich zwalczania i ignorować ich pożądany wpływ na ekosystemy. Jest to działalność biopolityczna uprawiana pod szyldem nauki i jako taka jest nadużyciem publicznego zaufania i publicznych środków na naukę. Licznych przykładów dostarcza traktowanie norek amerykańskich i jenotów. Norki amerykańskie wpasowują się do europejskich ekosystemów (mimo ciągłej interferencji uciekinierów z ferm) i przyczyniają się do ich stabilizacji przez ograniczanie populacji innych przybyszy (piżmaków, raków luizjańskich) oraz drobnych gryzoni. Nie są one główną przyczyną trwającego od XVII w. zaniku norek europejskich nawet jeżeli mogą przyśpieszać zanik reliktowych populacji, czego jednak jednoznacznie nie udowodniono. Jenoty wpasowały się już w europejskie ekosystemy i nie zagrażają żadnemu innemu gatunkowi. Jeżeli byłoby wskazane ograniczanie populacji nierodzimych drapieżników, to należałoby w pierwszej kolejności zabronić zabijania ich rodzimych konkurentów, a nie podżegać ludność do prześladowań dzikich zwierząt. Irracjonalizm i zawziętość konserwacjonistów w prześladowaniu zwierząt z nierodzimych („obcych”) gatunków domaga się psychologicznego wyjaśnienia i wydaje się być wynikiem działania biofilii bez udziału refleksji etycznej, a konkretnie przekierowania gniewu biofilów za dewastację biosfery na wprowadzone przez ludzi zwierzęta.